Kolosy (2013)


Pomysł Arkadiusza Andrejkowa na stworzenie oryginalnego w swoim ujęciu cyklu Kolosy narodził się niedawno – raptem kilka miesięcy temu. Zestaw tych obrazów jest w pewnym stopniu swoistą odskocznią od Jego wcześniejszych prac plastycznych, także związanych z malarstwem figuratywnym. Cykl Kolosy miał być według intencji autora zniwelowaniem swoistej „rywalizacji” pomiędzy postaciami, a tłem obrazu. Dotychczas, najistotniejszy był zawsze dla Andrejkowa (jeszcze przed stworzeniem tego cyklu) wizerunek człowieka; jego swoisty portret psychologiczny, w pełni odsłaniający nam umiejętność „wyłapania” przez artystę  czytelnych stanów emocjonalnych modela.

W tym zestawie prac – zwłaszcza w pierwszych obrazach cyklu – istotniejszym priorytetem stał się dla niego zabieg czysto formalny, jednak o bardzo dużej sile wyrazistości oraz  specyficznej „nachalności” w łamaniu dotychczasowych kanonów w przedstawianiu kompozycji portretu… W tym wypadku „ostre kadrowanie” modela z tzw. ”żabiej perspektywy”, gdzie elementem dominującym jest zazwyczaj szyja, broda lub też fragment „zdeformowanej” takim skrótem twarzy modela, jest udaną prowokacją i kpiną autora z naszych „kanonów percepcji” takiego tematu oraz swoistym aktem niezgody artysty na dotychczasowe, niepisane konwencje portretowe. Warta odnotowania jest tutaj metoda jego pracy. Do każdego z obrazów robił on sesje fotograficzne z użyciem lampy błyskowej i modelem  „ustawianym” zazwyczaj w zaciemnionym pomieszczeniu; sugerując mu jeszcze, aby nienaturalnie wyginał on swoją głowę do tyłu, co w konsekwencji prowadziło później do malowania przez Arka bardziej samej szyi i brody niż twarzy osoby portretowanej…

Chodziło tutaj zapewne o zrobienie cyklu realistycznych portretów w takim właśnie nietypowym ujęciu, maksymalnie jednak odrealniając te osoby w naszym odbiorze. Takie zamierzenie zostało – według mnie – zupełnie dobrze zrealizowane. Monumentalne portrety mają (dzięki takiemu ujęciu) bardzo szeroki zakres interpretacji przez odbiorcę: od refleksji natury filozoficzno – egzystencjonalnej aż po bardzo frywolne skojarzenia… Są także formalną próbą wyjścia artysty z niepisanych ram” – schematów dotychczasowego „portretowego kadrowania” i jednoznacznego interpretowania takich kompozycji.

Arkadiusz Andrejkow ignoruje zupełnie fakt, że takie ujęcia modela nie zapewnią mu raczej chętnych do ewentualnych zleceń – zamówień na przysłowiową „ładną buźkę i nóżkę”; zostając jednak dzięki temu w bardzo elitarnym kręgu podkarpackich twórców, w pełni niezależnych i niekomercyjnych, o których teraz – w tym Kapitalizmie o (ponoć) „Ludzkiej Twarzy” – jest już naprawdę coraz trudniej…

Marek A. Olszyński